Po wieczornych trudach, o których pisałam we wstępie, niemal o zmroku dojechaliśmy na szczyt wzgórza Monte San Giuliano, górującego ok 751 m nad zatoką Trapani. Na pierwszy rzut oka, miasteczko sprawiało wrażenie niezamieszkałego, bynajmniej przez ludzi. Jedynie na niektórych murkach czy zimnych, kamiennych schodach wylegiwały się koty. Uliczki w Erice są często bardzo strome i mają szerokość mieszczącą co najwyżej jeden samochód, niejednokrotnie byłam więc zmuszona wychodzić kilka metrów wprzód, aby zobaczyć gdzie prowadzi dana droga lub czy w ogóle gdzieś prowadzi... Po kilku minutach takiej gimnastyki, pada pytanie:
- Wiesz gdzie mamy hotel?
- Tak, tak. Gdzieś tam mam zapisany adres, ale jedź przed siebie, tj. taka mała mieścina, że jak go tylko zobaczę to będę wiedziała, bo to taki typowy, średniowieczny budynek - odpowiedziałam
- Typowy średniowieczny mówisz... hmmm... taki jak ten, ten... albo tamten...?! - mąż wskazał na kilka niemal identycznych budowli.
- Dobra... to ja jednak poszukam tego adresu...
Trzy razy objechaliśmy jeszcze to niewielkie miasteczko, nietypowo zbudowane na planie trójkąta równoramiennego, zanim trafiliśmy do Hotelu Villa San Giovanni. Muszę przyznać, że jest to miejsce absolutnie magiczne i wyjątkowe. Pokoje są co prawda malutkie, ale właściwie po co mi większy pokój skoro mam taras z widokiem na zatokę ciągnącą się, aż po skałę Monte Cofano, a nawet dalej w kierunku San Vito Lo Capo? Hotel z takim widokiem nie musi wyróżniać się już niczym innym. Natomiast do długiej listy plusów warto dopisać fakt, że znajduje się on poza zamkniętym dla ruchu samochodowego centrum, dzięki czemu można swobodnie zaparkować w pobliżu auto. Decydując się na nocleg w Erice, pamiętajcie o zrobieniu zakupów np. w Trapani lub w jednym z marketów po drodze, gdyż na wzgórzu nie znajdziecie nic poza kilkoma małymi restauracjami, kawiarniami i sklepikami z upominkami.
Trzy razy objechaliśmy jeszcze to niewielkie miasteczko, nietypowo zbudowane na planie trójkąta równoramiennego, zanim trafiliśmy do Hotelu Villa San Giovanni. Muszę przyznać, że jest to miejsce absolutnie magiczne i wyjątkowe. Pokoje są co prawda malutkie, ale właściwie po co mi większy pokój skoro mam taras z widokiem na zatokę ciągnącą się, aż po skałę Monte Cofano, a nawet dalej w kierunku San Vito Lo Capo? Hotel z takim widokiem nie musi wyróżniać się już niczym innym. Natomiast do długiej listy plusów warto dopisać fakt, że znajduje się on poza zamkniętym dla ruchu samochodowego centrum, dzięki czemu można swobodnie zaparkować w pobliżu auto. Decydując się na nocleg w Erice, pamiętajcie o zrobieniu zakupów np. w Trapani lub w jednym z marketów po drodze, gdyż na wzgórzu nie znajdziecie nic poza kilkoma małymi restauracjami, kawiarniami i sklepikami z upominkami.
Światło średniowiecznego bruku
Na pierwszy spacer przez labirynt wąskich, brukowanych uliczek wybraliśmy się jeszcze późnym wieczorem. Niebo było czyste i pełne gwiazd. W powietrzu unosił się intensywny zapach jaśminu. Już wtedy zastanawiałam się jakich słów użyć aby opisać miejscowość Erice. Pierwsze co przyszło mi na myśl to tajemniczość, a później cisza, magia, mistyczność... Słyszymy głosy, śmiechy, muzykę ale nikogo nie spotykamy na swojej drodze. Ciepłe, pomarańczowe światło lamp odbija się w latami polerowanym przez przechodniów bruku i surowych murach budynków. Zupełnie jakby czas stanął w miejscu, a kalendarz zatrzymał się gdzieś w okolicy Średniowiecza. W pełni zgadzam się z cytatem Gustawa Herlinga Grudzińskiego, który napisał o Erice: "Nigdzie może na Sycylii nie panuje tak głęboka cisza. Ludzie, nawet gdy wychodzą z domów, poruszają się jakby na palcach, ocierają się o mury i szybko znikają." To nie jest kurort, nie znajdziecie tutaj drogich sklepów, bulwaru czy hoteli z basenami, ale jeśli potrzebujecie oazy spokoju, ciszy i pięknych widoków wybierzcie się tam choć na jeden dzień i jedną noc.
Poranek ponad chmurami
Pomimo tego, że Erice posiada własny mikroklimat i przez większość czasu jest tam dużo chłodniej niż w miejscowościach położonych niżej, ta noc była wyjątkowo ciepła, więc spaliśmy przy otwartym balkonie, dzięki czemu zostałam zbudzona przez ptasi koncert już parę minut po 5:00. Poranne mgły, popychane podmuchami wiatru od strony Wysp Egadzkich, powolnie przepływały pod balkonem, coraz bardziej odsłaniając czubek skały Monte Cofano. Niebo utopione w chłodnych, szaro-błękitnych odcieniach z minuty na minutę stawało się coraz bardziej pomarańczowe, a gęsta mgła powoli ustępowała, małym delikatnym chmurom. Cała ta magiczna aura powodowała uczucie unoszenia się nad ziemią. Ten poranek mógłby trwać wiecznie...
piękne widoki, Sycylia jest w moich planach ale nie mam pojęcia kiedy je zrealizuję, mam tak wiele do zobaczenia,że brakuje czasu:)
OdpowiedzUsuńcudowne widoki mieliście z tego okienka! cudowne! :))))))
OdpowiedzUsuńjestem zachwycona Twymi zdjęciami!
OdpowiedzUsuńHmmm... czuję, że polubiłabym to miejsce! :)
OdpowiedzUsuńZakochałam się w tych zdjęciach, są niesamowite!
OdpowiedzUsuńCzytam, oglądam i zachwycam się. Cudowne, magiczne miejsce... Może kiedyś tam dotrzemy... Pozdrawiam Cię ciepło!
OdpowiedzUsuńWspaniale! Bardzo mi się Erice podobało!
OdpowiedzUsuńRównież jestem pod wrażeniem :-) Piękne, klimatyczne ujęcia.
OdpowiedzUsuńOBŁĘDNE ZDJĘCIA! :) Rewelacyjne, czym cykasz?
OdpowiedzUsuńDziękuję :-) Sony Alpha 350, póki co ;-)
UsuńMagiczne te Twoje zdjęcia, nie mogę oderwać oczu, i muszę to powiedzieć, ze pachnie mi tu zawodostwem.:) Pani Fotograf te zdjecia są profeska!
OdpowiedzUsuńPodoba mi się to Erice!
Dziękuję :-) Baaardzo miło czytać Twoje słowa, ale do zawodowstwa to, jak sądzę, mam jeszcze kawałek ;-) Póki co tj. taka foto zabawa :-)
Usuńmagia po prostu...
OdpowiedzUsuń