Strony

poniedziałek, 18 listopada 2013

Fuerteventura znaczy „mocna przygoda”!

Srebrna strzała, z zepsutym zamkiem w drzwiach czekała na nas pod hotelem już przed 7:00 rano. Załadowaliśmy bagaże, prowiant na cały dzień i ruszyliśmy w kierunku La Pared. Droga okazała się być niemalże idealna, prosta, niedziurawa i przerażająco pusta. Podczas drogi zdarzały się na prawdę bardzo długie odcinki, na których nie mijał nas żaden inny pojazd. Nasza wymęczona Panda trochę dyszała podjeżdżając pod niektóre pagórki ale w podsumowaniu nie wypadła najgorzej. Między Morro Jable a La Pared jest niecałe 30 km drogi, trasa prowadzi przez Costa Calme, skąd jest jeszcze ok 5 km do celu. dojechaliśmy więc dość szybko, bo w ok pół godziny. 

W miejscowości nie ma zbyt wielu zabudowań, jest zaledwie kilk
a domów, prywatnych willi i małych hoteli, które na całe sezony wynajmowane są głównie przez niemieckich emerytów lub miłośników deski, nic w tym dziwnego bo na plaży panują idealne warunki do uprawiania windsurfingu. W wypożyczalni powiedzieli nam, że nie można zbaczać z głównych tras na szutrowe drogi, gdyż na nich nie działa ubezpieczenie. Wszystko pięknie... z tym, że gdybyśmy się słuchali to mało co moglibyśmy zobaczyć.... Na punkt widokowy prowadzą tabliczki informacyjne, ale albo trzeba zostawić auto przy głównej drodze i iść... albo jechać bardzo ostrożnie po 'zakazanej' żwirowej drodze, uważając aby nie podziurawić opon i karoserii. Wizytówką tego miejsca jest bardzo silny wiatr i przepiękny widok na dziką część wybrzeża. W dole klifów znajduje się malowniczo położona plaża ze złotym piaskiem.


La Pared


La Pared

Pomimo wczesnej godziny, spotkaliśmy tam grupę surferów, którzy już z samego rana  korzystali z przyjaznych wiatrów i fal. Miło było posiedzieć parę minut na klifie i poobserwować jak męczą się ze swoim sprzętem :-) Podobno warto odwiedzić to miejsce także wieczorową porą, aby podziwiać zachodzące słońce wpadające do oceanu. Jeśli miałabym jednym słowem opisać moje odczucia po wizycie w La Pared to zdecydowanie powiedziałabym: PRZESTRZEŃ
La Pared

La Pared



La Pared



La Pared

La Pared

Posiedziało by się jeszcze, ale dzień krótki a zaległości wiele. Następna na celowniku była miejscowość o dość 'wyjątkowo' brzmiącej nazwie - Ajuy. Jest to dawna wioska rybacka szczycąca się wulkanicznymi, czarnymi jak smoła plażami. Górska droga prowadzi nas w kierunku Pajary, ale my odbijamy w lewo, parę kilometrów wcześniej. Parkujemy samochód w pierwszym możliwym miejscu. Miasteczko jest malutkie, na parkingu nie ma ani zbyt wielu samochodów ani turystycznych autokarów. Do plaży idziemy ok 10 minut przez wyludnione uliczki Ajuy, ale już z oddali widać to po co tutaj przyjechaliśmy. Pomimo tego, że widok czarnego piasku jest oryginalną alternatywą dla złotej klasyki, to jednak mnie nie przekonuje. Może i sceneria jest niezwykła, ale ocean w zetknięciu z ciemnym brzegiem nie wydaje się być już tak przejrzysty i turkusowy. Na sąsiadującym z plażą klifie utworzono ścieżkę prowadzącą do
Caleta Negra, Czarnej Zatoki z ogromną, wyrytą w skałach grotą


Ajuy


Ajuy


Ajuy


Ajuy



Ajuy-Grota skalna


Ajuy

Jest jeszcze jedna rzecz, dla której warto przyjechać do Ajuy - obiad :-) Malutkie restauracje serwują wspaniałe, świeże ryby i owoce morza. Ponieważ było dość wcześnie, skusiliśmy się tylko na przekąskę w postaci krewetek. 


Ajuy

Zbliżało się południe, niemiłosierny skwar lał się z nieba akurat gdy jechaliśmy w głąb wyspy. Zaczął doskwierać brak klimy w pandzie.... Kręta, górska serpentynka zaprowadziła nas prosto do dawnej stolicy wyspy - Betancurii. Miasto zostało założone przez Jeana Béthencourta w roku 1405 r., skąd jak się łatwo domyślić zaczerpnęło swoją nazwę.  Obecnie, zwiedzających sprowadza tu głównie  chęć odwiedzenia świątyni Iglesia de Santa Maria. Biała zabudowa, osłonięta od wiatru górami, domki obsadzone palmami i małe warzywne ogródki - oto obraz Betancurii jaki pozostaje w pamięci.
Betankuria



Termometr wyświetlał ponad 30 °C, ale odczuwało się co najmniej z dychę więcej. Teraz marzyliśmy tylko o orzeźwiającej kąpieli w oceanie. Półtorej godziny przedzieraliśmy się przez pustkowia na górskich drogach, aby dotrzeć do położonych na północnym wschodzie wyspy wydm w Corralejo, które są częścią parku narodowego. Przez chwilę mieliśmy nawet policyjną eskortę :-P




Wydmy w Corralejo
Jest to totalne pustkowie, na którym można poczuć się niczym na prawdziwej Saharze. Wkoło tylko gładki piach i niebo... Jednak rozgrzany piasek tak parzył w stopy, że właściwie nie było wyjścia jak tylko w podskokach zbiec do wody, która w tym miejscu wyspy ma chyba maksymalnie turkusowy kolor. Oczywiście próbowaliśmy się wykąpać, jednak okazało się że tabliczki z zakazem pływania są w pełni uzasadnione. Prądy wsteczne są tutaj tak silne, że faktycznie lepiej odpuścić sobie tę przyjemność. Pozostało nam więc błogie wylegiwanie się na brzegu...
Wydmy w Corralejo

Corralejo

Corralejo


dunas corralejo


Piękne miejsce, ale skoro nie wolno się kapać to zmykamy dalej. Teraz czekała nas naprawdę długa przejażdżka, bo aż 95 kilometrów dzieli wydmy od najsłynniejszej na Fuerteventurze plaży- Sotavento. Po drodze minęliśmy obecną stolicę wyspy Puerto del Rosario, ale widok wybrzeża obstawionego dźwigami i inną maszynerią nas skutecznie odstraszył. 



 Playa de Sotavento
Plaża Sotavento o długości 12 km i szerokości dochodzącej w niektórych miejscach do jednego kilometra, uchodzi za jedną z najpiękniejszych plaż na świecie. To właśnie ona jest na większości pocztówek z Fuerty oraz na okładkach przewodników. Oczywiście, aby do niej zjechać znowu musieliśmy narażać auto na bezpośredni kontakt ze żwirem... Laguna Sotavento ma to do siebie, że po przypływie, na plaży tworzy się ogromne, płytkie rozlewisko, z którego korzystają amatorzy sportów wodnych. Las kite-ów nad oceanem jest typowym obrazkiem z tego miejsca. Zobaczcie sami co tam się wyprawia: 


Sotavento

Sotavento

Sotavento

Sotavento



Sotavento


Sotavento

Dodaj napis

Sotavento

Sotavento


Sotavento
 Niemal rajskiego krajobrazu dopełnia zielony lasek palmowy...


Sotavento

Sotavento

Sotavento

Sotavento

Sotavento

Sotavento

Sotavento

Jest już po 18.00, powoli wracamy na asfaltową drogę i kierujemy się w stronę Morro Jable. Przez moment świta nam w głowach szalony pomysł, aby jednak spróbować przedostać się na chyba najbardziej dziki fragment wybrzeża Fuerty, do Cofete. Szutrowa droga, która zaczyna się zaraz za naszą miejscowością, szybko studzi ten zapał. Kamień za kamieniem obija się o karoserię... Rozsądek wygrywa. Za późna pora na takie ekstrawaganckie wybryki, gdyby po drodze wymęczona już panda zaniemogła, moglibyśmy zapomnieć o powrocie do hotelu na kolacje, a może nawet i na śniadanie ;-P  Po około 3 km zawracamy. Pomimo kilku napotkanych po drodze trudności objazdówkę uznaję za udaną. Chwilę przed oddaniem samochodu, dzień żegna nas widokiem lekko zamglonych gór w majestatycznej pierzynce.


11 komentarzy:

  1. Przepiękne widoki. I te białe wydmy tak cudnie kontrastują z błękitem nieba. A krewetki mogę wcinać w każdej ilości i o każdej porze! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za każdym razem jak patrzę na to zdjęcie z krewetkami z Ajuy to mam na nie taką straszliwą ochotę... Pyszności! Szkoda, że u nas tak trudno dostać świeże owoce morza...

      Usuń
  2. Chyba dopisze to miejsce do moich podrozniczych marzen. Kurcze jak tam ladnie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z całego serca życzę Ci podróży na Fuerte :-) Bo choć sucha, wietrzna i mało zielona to ma wiele bardzo ciekawych i oryginalnych miejsc do zaoferowania. Pozdrawiam

      Usuń
  3. Fuerta, ech! moje marzenie!!! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja przed wyjazdem prawie nic nie wiedziałam o tej wyspie, po prostu trafiła się dobra okazja więc skorzystałam. Po wszystkim stwierdzam, że Fuerta mnie zauroczyła. Na pewno warto się tam wybrać. Polecam :-)

      Usuń
  4. Miło sobie powspominać ;) w La Pared nie byłam, ale Ajuy zdecydowanie widziałam. Nawet przespacerowałam się kilkaset metrów skałkami pod jaskinie, niesamowite widoki ;) Betancuria totalnie mnie nie zachwyciła. Jeden budynek był wart zobaczenia, ale nic więcej dla mnie. Sotavento nieziemskie ;) A wydmy w Corralejo to jedno z piękniejszych miejsc na Wyspach Kanaryjskich. na szczęście nie było w maju żadnych zakazów, więc mogłam sobie pozażywać cudownych kąpieli w oceanie. Zwiedzaliście coś jeszcze? Czy to tylko ta jednodniowa wycieczka? ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Też spacerowałam tymi skałkami w Ajuy :-) Przepiękne widoki! Co do Betancurii to się zgadzam- nic ciekawego. Jeden biały kościół pośrodku niczego... Na Fuercie, poza objazdówką, byliśmy jeszcze tylko w Oasis Parku. Mam chyba milion zdjęć z tego zoo, więc zwierzaczki niedługo pojawią się na blogu :-) Dodatkowo, jeden dzień spędziliśmy na Lanzarote.

    OdpowiedzUsuń
  6. Wspaniale widoki i ten lasek! Krewetki tez lubie:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo ciekawy artykuł. Jestem pod wielkim wrażeniem.

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do komentowania :-)